"Salvage the Bones" Jesmyn Ward

Jałowa ziemia dźwigająca bezładnie rozsypane domy, obrosłe resztkami szybko zutylizowanej i zapomnianej egzystencji poprzednich pokoleń w postaci starych pralek, zdobycznych opon i martwych pick-upów przydających się już tylko do sporadycznego, często nielegalnego seksu, walki psów odrywające nieletnią publiczność od codzienności polepionej z mięsnych konserw, wiecznie niedopitych rodziców i boleśnie nierealnych marzeń – to przecież doskonała sceneria dla lirycznej opowieści o czułości, przywiązaniu i braterstwie.

Bois sauvage to dziki las; dziki, nieokiełznany, nieposkromiony, narowisty. Bois Sauvage to fikcyjna osada w delcie Missisipi, w której nastoletnia Esch szuka sobie miejsca między trzema dorastającymi braćmi, ojcem oznaczającym swoje terytorium pustymi puszkami po piwie, garstką sąsiadów, zwierzętami i pustką po matce. Poszukiwania te prowadzą w różnych, bywa, że niepokojących kierunkach. Czasem będzie to lektura, czasem przechadzka do lasu, a czasem seks z kolegą czy drobna kradzież – nie oceniaj jednak, naiwny czytelniku, tak tu już bywa w Bois Sauvage. Gdy znad Zatoki Meksykańskiej zaczyna nadciągać żywioł, który wkrótce otrzyma piękne imię Katrina, Esch dowiaduje się o jeszcze jednej nadchodzącej zmianie, która również może zachwiać kruchymi fundamentami jej nastoletniego życia.

W warstwie językowej pozornie nie dzieje się zbyt wiele, ale ta oszczędność formy okazuje się celowym zabiegiem. Ascetyczna, surowa narracja jest doskonale dostrojona do brutalnej rzeczywistości stanowiącej tło dla opowieści Esch i nie daje ani chwili wytchnienia, z każdym zdaniem bezlitośnie przybliżając dramatyczne rozwiązanie. Gdzieś tam pobrzmiewa echo głosu innego syna stanu Missisipi, bo chyba nie da się pisać pod tą szerokością geograficzną i nie przesiąknąć stylem największego amerykańskiego powieściopisarza, chociaż Jesmyn Ward bliżej do hemingwayowskiej „iceberg theory”; zdania są krótkie, celne, ociosane ze zbędnych ornamentów, a pojedynczy akapit niesie ładunek, który wielu rozpisałoby na strony. Dzięki temu ta historia wciąga jak mokradła Luizjany, a gdy już grzęźniemy w niej po szyję i zaczynamy tracić dech, ratunek nadchodzi z najmniej spodziewanego kierunku i nie wygląda tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Ale nie narzekaj, czytelniku; tak tu się żyje w każdym Bois Sauvage amerykańskiego południa.

Na szczególną uwagę zasługuje absolutnie urzekający, choć równie niejednoznaczny wątek Skeeta i jego miłości do Chiny. Postać brata wyróżnia się na tyle, że „Salvage the Bones” można właściwie odebrać jaką powieść właśnie o niej, a relacja z Chiną jest najsilniejsza i najbardziej krwista, nomen omen, w całej historii, choć zawiedzie się ten, kto liczy na wyciskający łzy obraz przyjaźni człowieka i psa w rodzaju (przepięknego skądinąd) „Przyjaciela” Sigrid Nunez. Nie jesteśmy w Nowym Jorku, czytelniku, ale na południu.

Jesmyn Ward otrzymała za tę powieść National Book Award (później powtórzyła ten sukces książką „Sing, Unburied, Sing”, stając się pierwszą w historii kobietą dwukrotnie uhonorowaną tą prestiżową nagrodą). W Polsce obydwie powieści zostały wydane przez Wydawnictwo Poznańskie w przekładzie nieodżałowanego Jędrzeja Polaka.

„Salvage the Bones”, Jesmyn Ward (2011 r.), Bloomsbury Publishing