Na powstrzymanie nieodwracalnych zmian klimatycznych jest już za późno, a wszelkie działania mające zapobiec globalnemu ociepleniu i oddalić widmo zmierzchu antropocenu są z góry skazane na porażkę. Jedyne, co nam pozostaje, to obserwować tę piękną katastrofę i cieszyć się resztkami tego, co sami doprowadziliśmy do ruiny.

Utrzymane mniej więcej w tym tonie cytaty z rozmaitych wypowiedzi Jonathana Franzena od pewnego czasu dość regularnie pojawiają się w mediach jako kontrapunkt dla dramatycznych apeli mających rozbudzić w nas wreszcie ekologiczną świadomość i ze zrozumiałych względów budzą kontrowersje po obydwu stronach klimatycznego sporu. Franzen znany jest ze swojej skłonności do udzielania złośliwie przewrotnych odpowiedzi na nużące go pytania, ale zbiór esejów wydany pod wiele mówiącym tytułem „The End of the End of the Earth” daje głębszy wgląd w argumenty stojące za tą niełatwą do zaakceptowania tezą. Niestety bardzo mocne argumenty.

Na temat zmian klimatycznych pisze się w ostatnim czasie tyle, że sama produkcja prądu zasilającego laptopy bijących na alarm ekologów prawdopodobnie podwyższa temperaturę globu o co najmniej pół stopnia Celsjusza. Jest to także dominujący temat tego zbioru, pojawiający się w głównej lub drugoplanowej roli w połowie z kilkunastu esejów, jednak trudno byłoby oskarżyć autora o koniunkturalizm czy wtórność. Wręcz przeciwnie – Franzen nie zawraca sobie głowy wymierzaniem kolejnych ciosów denialistom, traktując dramatyczne zmiany klimatu jako bezdyskusyjny fakt, za to wbija kij w mrowisko apologetów zielonej energetyki, wizjonerów zeroemisyjnej gospodarki i starbucksowych slacktywistów sączących przewleczoną przez pół świata kawę z wielorazowych kubków. Choćby tylko esej pt. „Save What You Love” powinien przeczytać każdy, kto zabiera głos w sprawach związanych z polityką klimatyczną, szczególnie jeżeli – jak to często ma miejsce w tej obciążonej swoistym dogmatyzmem dziedzinie – przyznaje sobie monopol na rację.

Drugim wiodącym tematem esejów zebranych w „The End of the End of the Earth” są ptaki. Zamiłowanie Franzena do obserwowania ptaków to pasja nie tyle romantyczna, ile buchalteryjna, więc czytelnik po poprzednim zdaniu oczekujący przyrodniczej metafizyki i poetyckich wzruszeń pięknem podniebnego świata może być rozczarowany skrupulatną ewidencją kolejnych gatunków, które autor zadaniowo „odhaczył”. To chłodne podejście do najukochańszego dla Franzena gatunku żyjących istot znakomicie spełnia jednak swój cel, jakim jest zwrócenie uwagi na problem kluczowy: świat jaki znamy i w jakim nauczyliśmy się żyć, nawet jeśli nie zdążyliśmy w pełni zrozumieć regulujących go mechanizmów, zmierza ku końcowi. Nie schłodzimy już ziemi, nie odbudujemy pokrywy lodowej, nie dolejemy wody do wyschniętych rzek. A jeśli nie wierzycie Franzenowi, posłuchajcie pingwinów cesarskich, nurzyków, petreli, albatrosów. Trudno powstrzymać łzy.

Czy cokolwiek zatem możemy jeszcze zrobić? Odpowiedzi na to pytanie u Franzena nie znajdziemy. Znajdziemy natomiast mikroreportaże z miejsc, w których, bez wsparcia możnych tego świata, milionowych dopłat i zaangażowania międzynarodowych organizacji, udało się, dzięki determinacji kilku osób i energii miejscowych społeczności, ochronić poletko unikalnego lasu przed wycięciem, uratować jeden ginący gatunek czy na poziomie lokalnym przywrócić naturalną równowagę. Te wzruszające historie przypominają, że chociaż wiele bezpowrotnie straciliśmy, nadal mamy jeszcze wiele do stracenia, a zakrojona na globalną skalę polityka klimatyczna nie może przysłaniać nam resztek bezcennego piękna, które wciąż mamy na wyciągnięcie ręki.

„The End of the End of the Earth”, Jonathan Franzen (2018 r.), 4th EstateHarperCollins