Mój film z tamtego okresu na pewno nie byłby czarno-biały; miałby pełną gamę kolorów kodowanych w systemie PAL, śnieżącą rozbiegówkę i rozczulająco mijający się z obrazem głos Tomasza Knapika. W 1989 r. skończyłem 10 lat i choć w związku z bezpośrednim zaangażowaniem rodziców w przemiany orientowałem się w temacie prawdopodobnie nieco lepiej niż większość rówieśników, nic nie mogło wówczas wywołać większej ekscytacji niż możliwość wielokrotnego oglądania wesołych przygód Rambo, Freddiego Krugera i Emmanuelle, czyli całego kanonu znakomitych propozycji, jakie rewolucja wideo oferowała dzieciom w wieku wczesnoszkolnym.
„Można wybierać. 4 czerwca 1989” Aleksandry Boćkowskiej to obraz czasu transformacji ulepiony z właśnie takich (choć dorosłych) reminiscencji, powidoków i skojarzeń, ale też notatek z dzienników, fragmentów protokołów z partyjnych nasiadówek na szczeblu powiatowym czy artykułów z lokalnej prasy. Dzięki temu autorka dotyka jedynej istotnej prawdy na temat tych wydarzeń, czyli ich bezpośredniego przełożenia na codzienność kolejkowych staczy, na szanse na dobry start dla młodych małżeństw z prowincjonalnych miasteczek czy na respektowanie praw kobiet. Wywołuje to wprawdzie wrażenie pewnego chaosu i trudno jest połączyć poszczególne części reportażu w jedną spójną opowieść, ale też ta historia pod żadnym względem nie była spójna i na prawdę o niej w równym stopniu składają się fortuny zarobione na zakrętkach od butelek i spektakularne bankructwa, smak pierwszej coca-coli i szok wywołany galopującym wzrostem urynkowionych cen, nadzieja na mądrzejszą Polskę i gorycz porażki.
Reportaż Aleksandry Boćkowskiej (z pewnością nieprzypadkowo) zbiegł się w czasie z okrągłą rocznicą pierwszych częściowo wolnych wyborów. W Polsce od niedawna rocznice celebruje się poprzez ich możliwie największe zohydzenie, zatem odmienne podejście do tematu, pozbawione narzuconych wniosków, prostych tez czy ideologicznych obciążeń, to miła odmiana. Autorka pozostaje praktycznie niewidoczna i oddaje głos bohaterom, ale tym, których nie znamy z sejmowych korytarzy, telewizyjnych wiadomości czy choćby archiwalnych zdjęć.
Każdy z tych bohaterów ma własną prawdę, a ta prawda czasami uwiera. Wielu wykorzystało historyczną szansę, ale równie wielu zostało w tyle. Niektórzy stracili wszystko. Niektórzy żałują. Autorka „Można wybierać” ledwie dotyka tych tematów i nie podejmuje się diagnozy, ale przedstawienie także mniej popularnego punktu widzenia na jedno z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Polski i Europy sprawia, że reportaż jest daleki od mitologizowania i skłania do refleksji.
Dziś z jednej strony wszyscy wciąż żyjemy polityką, a z drugiej emetyczny poziom debaty sprawia, że czasem tęsknię za Rambo. Niemniej chciałbym uprzejmie przypomnieć, że na szczęście nadal można wybierać. Już. Jeszcze. Oby jak najdłużej.