Z dorastania rzadko wychodzi się cało. Ciepła kołdra dziecięcej nieświadomości robi się coraz krótsza, rzeczywistość na każdym kroku boleśnie rozczarowuje, a zamiast wypływać na szerokie wody dorosłości, częściej stąpamy po cienkim lodzie w nieokreślonym kierunku, wyczuwając nieuchronną katastrofę. Dziesięcioletnią Jas wpycha na ten lód tragiczna śmierć starszego brata. W obliczu niemożliwej do zrozumienia straty, rejterady dorosłych bohaterów dramatu i kruchości fundamentów dotychczasowego życia, Jas gromadzi skrawki poczucia bezpieczeństwa w kieszeni dopiętego pod samą szyję płaszcza, bezwolnie obserwuje własne fizyczne i emocjonalne reakcje na postępującą dekonstrukcję otaczającego ją dotychczas świata i snuje niemożliwe do zrealizowania plany ucieczki.
Debiutancka powieść Rijneveld to studium rozpadu: więzi rodzinnych, utrwalonego porządku rzeczy, konstrukcji emocjonalnej. Śmierć Matthiesa daje temu rozpadowi początek, ale bynajmniej nie jest jego przyczyną; to iskra, która zapala lont pod od dawna gromadzonym ładunkiem. Ojciec Jas regularnie wyjeżdża na rowerze do miasta, zapowiadając, że już nigdy nie wróci, matka przestaje jeść, brat oswaja śmierć i seksualność w sposób tyleż niepokojący, co fascynujący dla młodszych sióstr. Erozja podbudowy rodzinnego życia Mulderów i emocjonalnej stabilności Jas następuje stopniowo, wywołując nie tyle wstrząs, co coraz większy dyskomfort – jak za ciasny but lub zbyt krótki materac. Jas wręcz fizycznie zamyka się w sobie i daje upust wyobraźni, w której wcale nie jest bezpieczniej.
„Restlessness gives wings to the imagination” – ten cytat z Maurice’a Gilliamsa trafnie wskazuje kierunek, w którym będziemy podążać i w którym dzieje się tu najwięcej. Rijneveld fenomenalnie oddaje wyjątkowy sposób postrzegania świata przez Jas, łączący dziecięcą naiwność, nieokiełznaną wyobraźnię, chroniczny lęk i fascynację fizycznością. Jas śni o wypełzających z odbytu grzechotnikach z głowami lwów, po kłótni z ojcem marzy o ukaraniu go pisaniem straszliwych okropności jego głową maczaną w kałamarzu i jest przekonana, że pod podłogą mieszka żydowska rodzina ukrywająca się przed Niemcami. Instynktownie odkrywana seksualność, wszechobecna śmierć i groteskowe nasycenie brutalnej codzienności protestanckim katechizmem prowadzą tę wyobraźnię w niezwykłe, trudne, zakazane rejony.
Kategoryzowanie Rijneveld przez pryzmat młodego wieku, niebinarności czy stereotypowych toposów wynikających z dorastania w wiejskiej i religijnej rodzinie jest krzywdzącym uproszczeniem. „The Discomfort of Evening” to dojrzała, pełnokrwista literatura, broniąca się rozwiniętym idiolektem i autorskim zestawem środków wyrazu, bez protez w postaci zawężającego odbiór, ale tradycyjnie usprawiedliwiającego niedociągnięcia lokowania w literackiej niszy. Tych niedociągnięć w debiucie Rijneveld nie brakuje, jednak uwiarygadniają one jedynie autorską brawurę i niepohamowany strumień emocji, przypominając, że to nie jazda figurowa, ale karkołomny zjazd testujący nie tyle kunszt, co intuicję.
O czym wkrótce będą mogli przekonać się także polskojęzyczni czytelnicy, ponieważ powieść Marieke Lucasa Rijneveld, która otrzymała Międzynarodową Nagrodę Bookera za 2020 r., jest właśnie tłumaczona na polski dla Wydawnictwa Literackiego.
„The Discomfort of Evening” („De avond is ongemak”), Marieke Lucas Rijneveld (2018 r.), tłum. Michele Hutchison, Faber & Faber